Osób online: 1

Menu



























Wolsztyńska TopLista najlepszych stron www


objaśnienie

Ostatnia aktualizacja:
2012-01-25


Wspomnienie ks. Leona Stępniaka  (2007-06-30)


Przed kilku dniami otrzymałam od ks. Leona Stępniaka przesyłkę, w której był miedzy innymi Biuletyn Organizacyjno - Informacyjny Polskiego Związku Byłych Więźniów Dachau „Dachauowiec". Otrzymany biuletyn jest o nr 9/2007 i jest to już numer ostatni. Księdza Stępniaka wiąże z Kębłowem silna więź emocjonalna, gdyż tuż po uzyskaniu święceń kapłańskich (1939 r.) został skierowany jako wikariusz do kębłowskiej parafii. Tutaj dane było mu przeżyć wiele upokorzeń od okupantów i w Kębłowie został przez nich aresztowany.
W Biuletynie znajduje się wspomnienie ks. Leona Stępniaka, w którym opowiada o tym, że obozie koncentracyjnym w Dachau otrzymał po kryjomu różaniec od SS-mana. Jest to opowieść o człowieczeństwie odnalezionym w miejscu i w okolicznościach niezwykłych. Osobiście bardzo cieszę się, że dane było mi żyć w czasach, kiedy w Polsce nie było otwartej wojny. Zawsze będę pamiętała i doceniała tych polskich przywódców, dzięki którym rozstanie z wojskami radzieckimi odbyło się bez rozlewu krwi Polaków.
Księdzu Leonowi Stępniakowi bardzo dziękuję za przesyłkę, życzę nadal dobrego zdrowia i serdecznie pozdrawiam.

Eugenia Świetlińska - Pięta

 

Różaniec od SS-mana

W obozie Dachu początkowo jak większość księży polskich pracowałem na plantacjach. Były to obszary wielohektarowe pól i łąk. Pracowałem z Ojcem Florianem Niedźwiadkiem, kamedułą z Krakowa i potem z Ks. Ferdynandem Schonwalderem. Gdy słońce grzało praca była znośna, ale gdy padał deszcz, śnieg i głód dokuczał to było fatalnie. W innej grupie pracował Ojciec Florian Stępniak, kapucyn urodzony w 1912 r. Tak się wyczerpał, że komisja obozowa zapisała go na listę inwalidów. Po pewnym czasie w porządku alfabetycznym wywoływano ich do Harthaim w Austrii i zagazowano.
Mnie z narażeniem życia wyciągnął i przeniósł mój kolega z czasów pierwszych klas gimnazjalnych kolega Bolesław Rex i wciągnął do swego komanda Gartner G.U.uV - Versuchsgernerei. Tam uprawiano warzywa i kwiaty. Należały do tego 3 ogrody w lesie odległe od obozu około 2 km. Codziennie do pracy prowadziło nas pod karabinami 4 SS-manów, którzy nas pilnowali na 4 rogach ogrodu. Tam można było zjeść coś z odpadów, które wyrzucano na kompost. Raz pozwolił Verwal - Kirsz ugotować zupę z głąbów kapusty i tzw. koszałki czyli wyrzuconych marnych główek kapusty. Zrobiliśmy to w znalezionym na złomowisku garnku, na ognisku zrobionym z cegieł, bez soli bo głód był najlepszą przyprawą. W jesieni przywożono marchew do mycia w zimnej wodzie. Wtedy tej marchwi można było najeść się do syta. Jeden zakonnik najadł się surowych ogórków, dostał puchlinę wodna i zakończył życie. Podobnie drugi Ks. Krych zakończył życie.
Początkowo na obiad musieliśmy wracać do obozu. Potem dowożono nam zupę obiadową do ogrodu, aby nie tracić sił na przejście lecz na pracę.
Początkowo przydzielono mi pracę do łopaty: nawożenie, kopanie ogrodu. Potem przydzielono mnie do pracy przy oknach inspektowych. Trzeba było nosić wodę i podlewać 16 litrowymi polewaczkami. Hodowano ogórki tzw. mamuty, których waga jednego ogórka dochodziła do paru kg.
Razu pewnego zarządca ogrodu tj. Oberscharfuhrer Franciszek Kirsch polecił mi w towarzystwie jednego z 4 SS-manów pójść do lasu i naciąć gałęzi świerku. Po drodze dowiedziałem się od niego, że on nic nie wie co się dzieje w obozie. Powiedziałem mu, że jesteśmy bez brewiarza, Mszy św. i różańca. Wtedy z kieszeni wyciągnął różaniec i daje go mnie. Nie chciałem go wziąć ze względu na rewizję. Wręczył mi go mówiąc, że ma go od matki i gdy będzie na urlopie to dostanie nowy. Obiecałem mu modlitwę za niego i jego rodzinę. Po wojnie przez pewien czas ulokowano w Monachium we Frejman Kaserne. Tam szkolono SS-manów. Znaleziono wypowiedź, że najlepszym SS-manem jest ten, kto w obronie Hitlera z zimna krwią potrafi mordować własną matkę. Pod koniec wojny wciągnięto do Waffen SS syna Niemca z Belgii z rodziny katolickiej. Tego syna powołano do wojska, ubrano w mundur SS-mański. Taki to SS-man na drugi dzień przyniósł mi 2 skibki chleba posmarowane margaryną i obłożone kiełbasą. Już więcej go nie widziałem.
Na spodniach w takim miejscu gdzie najmniej rewidowano przyszyłem łatkę z tego materiału co ubranie więzienne i w taką jakby rurkę wkładałem różaniec. Porozrywał się. Pozostał dziś krzyżyk i parę paciorków.
Pod koniec wojny jeden z posterunkowych zauważył, że cieszymy się, że Niemcy wojnę przegrają. Wskazując na broń przy pasie powiedział, że wszystkie kule są na nas a ostatnie na mnie.
Obok mnie w grupie roboczej stawał młody Niemiec Helmuth Schafer były SS-man, który za jakieś przekroczenia dostał się do obozu. On powiedział: nie cieszcie się. My wojnę przegramy ale z nami będą się liczyć a z wami nie.
Tak człowiek myśli - ale Pan Bóg kreśli.
Autorem opowiadania jest Ks. Leon Stępniak - zastępca Ks. Bpa Ignacego Jeża, wiceprzewodniczący Komitetu Księży Polskich Byłych Więźniów obozów koncentracyjnych, z Łaski Bożej w 95 roku życia i 68 swego kapłaństwa nr obozowy 11424 a po powrocie z Guzen 22036.

 




Copyright © by www.keblowo.pl 2004 - 2024. Administrator serwisu Damian Sarbak.
Zezwala się na wykorzystywanie materiałów zawartych na stronie w innych publikatorach pod warunkiem podania źródła ich pochodzenia.