Adam Żuczkowski
Z MEMLINGA
Jak ziarnka piasku drobni
sypią się u wrót piekieł.
Są wychudzeni, w komicznych
łachmanach - jak tamci,
co podrygiwali z zimna na rampie,
w zdumionych stłoczeni wagonach.
Skąd i dokąd uciekają nadzy,
porażeni światłem świtu,
zachłanni na kroplę deszczu?
Czy drżą przed płomieniem,
ostatecznym sądem?
Jak ziarnka piasku rozsypani
nie wiedzą, gdzie zaniesie je wiatr.
Tylko śmierć w czerni najwyższa
zna zakamarki uniewinnień
i konieczności wyroków.
Skąd i dokąd uciekają nadzy?
Czy anioł otoczy jasnością?
Po co łapczywie smakują
resztki dnia, ochłapy godzin?
Płomień porusza się cicho.
Widzisz, w ogniu
- Saturn pożera
swoje nagie dzieci -