Obecna śnieżna zima przypomniała mi opowiadania moich teściów Genowefy i Pawła Dokowiczów i mojego męża Mieczysława o tym jak to bywało w Kębłowie w dawnych czasach zimową porą.W ich opwiadaniach zimy zawsze były mrożne i śnieżne. Ludzie ubierali się w ciepłe baranie kożuchy, a na nogi zakładano wysokie czarne buty z cholewami. Mężczyżni zakładali wysokie, proste czapki z czarnych, krótko strzyżonych skór baranich. Kobiety nosiły długie, spódnice, ciepłe kabotki z bufiastymi, długimi rękawami, na głowach chustki i okrywały się dużymi,ciepłymi chustami z frędzlami. Na co dzień noszono pantofle i okuloki czyli obuwie drewniane. Takie drewniane obuwie nosili prawie wszyscy mieszkańcy Kębłowa urodzeni przed 1955 rokiem. Drewniaki bez pięty nazywały się kufle, a te całkowicie zakryte, wysokie to były okuloki. Spody robione były z drzewa topolowego, a wierzchy robione były ze skóry. Powszechnie uważa się, że drewniane obuwie przywędrowało do Polski z Holendrami, jednakże to używane w Kębłowie w niczym nie przypominało holenderskich chodaków i wiele wskazuje na ich tutejsze, kębłowskie pochodzenie. Państwo Kozłowscy na łąkach /obecnie Mikołajczak/ mieli na swoim ogrodzie duże wyrobisko torfu, które do końca lat 50-tych służyło dzieciom i młodzieży za lodowisko. Na tych stawach odbywały się mecze hokejowe i wyścigi na łyżwach, a ci którzy łyżew nie mieli to nie gorzej ślizgali się na pantoflach lub okulokach. Nikomu nie przyszło wówczas do głowy zapytać o pozwolenie ze ślizgawki. Gdy tylko mróz ściął stawy lodem, to dzieciaki szły ślizgać się na „Kozłowskich doły". Zimową porą była w Kębłowie jeszcze jedna atrakcja. Po powrocie ze szkoły dzieci zjadały obiad, zabierały sanki i szły na Kolonię na góry. Na górach były trzy tory saneczkowe ale zjeżdżało się też na workach wypełnionych słomą, dętkach od ciągników, a najodważniejsi zjeżdżali na nogach w obuwiu na drewnianych spodach. Można śmiało powiedzieć, że zjeżdżało się „na byle czym". Jeśli chcesz czytelniku przeżyć dreszczyk emocji, to przejedż się po lodzie w obuwiu na drewnianych spodach. Godne zapamiętania są także kuligi. Do wielkich sań ciągnionych przez dwa konie dzieci przywiązywały jeden lub szeregi sanek. Najczęściej jechano na Dębówiec i powrót był koło leśniczówki. Inna trasa prowadziła do Wroniaw koło Smugu i powrót przez Stradyń. Jeśli macie swoje zimowe wspomnienia to je przyślijcie, zostaną umieszczone na stronie internetowej Kębłowa. Mirosława Dokowicz Kębłowo,12.02.2011
|