Wielkanocny obyczaj Jak ten czas leci! Od poniedziałku już będziemy mieć Wielki Tydzień ze szczególną liturgią w Kościele, tydzień zadumy, świątecznych przygotowań i oczekiwanie dzieci na prezenty od Zajaca. Dzisiaj chcę przypomnieć o obyczaju, który istniał w Kębłowie jeszcze w drugiej połowie lat 60-tych. W Wielkim Tygodniu w czwartek, piątek i sobotę, kiedy milkły dzwony w kościołach, chłopcy z całego Kębłowa trzy razy dziennie przechodzili ulicami wsi z klakotkami, przypominając mieszkańcom, że nadszedł czas na modlitwę. Klekotki dzieliły się na: baby, które miały dwa koła oraz dziady, które miały jedno koło. Koło jezdne połączone było z kołem zębatym, o które zahaczały pionowe listwy. Dla młodszych chłopców były kołatki ręczne: młoteczkowe lub klapkowe. Na miejscu zbiórki, tj. przy kościele, chłopcy rozstawiali się w rzędy i całą szerokością ulicy szli przez Przedmieście do kościółka, gdzie przed bramą odmawiali krótką modlitwę, po czym chłopiec wiodący uderzał w bramę trzy razy. Do dzisiaj jeszcze na bramie kościółka są ślady tych uderzeń. Chłopcy następnie szli na ul. Młyńską do Bożej Męki (nawet, jak już jej nie było), a następnie na Kolonię do krzyża. W drodze powrotnej ostatnią modlitwę mówili przy figurze św. Wawrzyńca na Rynku i tu było zakończenie. Najliczniej chłopcy stawiali się na Anioł Pański. Mali szli na końcu pochodu i często nie mogli nadążyć. Hałas, jaki robili klekotkami był potworny. Wracali do domu nieprawdopodobnie zmęczeni, ale mijał rok i szli ponownie lub oddawali klakotki następnym rocznikom. Z klekotkami chodził mój Ojciec gdy był chłopcem i chodzili moi bracia. Tekst: Eugenia Świetlińska - Pięta Foto: Andrzej Jęczmionka Bogdan Świetliński Cecylia Sofczyńska Kościółek św. Wawrzyńca na cmentarzu | Boża Męka przy ul. Młyńskiej | Krzyż na Kolonii |
|